Lecz w miarę rozwoju społeczeństwa, w miarę wzrostu jego potrzeb i coraz większego powikłania stosunków społecznych, dłuższe trwanie takiego despotyzmu staje się niemożliwe. Aby zapewnić bezpieczeństwo własne panujący zmuszeni są z jednej strony do popierania klasy uprzywilejowanych lub też pewnej ilości osobników wspólnie zainteresowanych w ich panowaniu, z drugiej zaś strony do pozostawienia każdemu trudów znalezienia sobie środków do życia, zachowując sobie władzę wyższą, tj. prawo jak największego wyzyskiwania ludności i możność zaspokajania władczej próżności. W taki to sposób pod ochroną władzy, pod jej protekcji i do spółki z nią, a często nawet bez jej wiedzy rozwija się własność prywatna, lub mówiąc inaczej klasa posiadaczy. Ci ostatni powoli skupiają środki produkcji, prawdziwe źródła życia - rolnictwo, przemysł, handel, itd., w końcu tworzą taką władzę, która w skutek wyższości swoich środków i rozmaitości interesów, jakie obejmuje, zdobywa przewagę nad władzą polityczną, nad rządem z którego robi powoli swojego żandarma. Zjawisko takie spotyka się nie raz w historii. Ile razy w czasie najazdu, czy też jakiegoś wojennego przedsięwzięcia siłą fizyczną, gwałt brał górę nad społeczeństwem, zwycięzcy zawsze dążyli do skupieniu w swoim ręku władzy i własności. Lecz zawsze dla rządów konieczność zapewnienia sobie poparcia klasy mającej potęgę, jak też wymagania produkcji, niemożliwość kontroli i kierownictwa nad wszystkim, na nowo przywracały własność prywatną, niezgodę dwu władz, a zarazem rzeczywistą zależność tych, co kiedyś posiadali władzę względem tych którzy posiadają źródła władzy , to jest posiadaczy. Rząd staje się zawsze i nieodzownie stróżem posiadaczy.
Lecz nigdy to zjawisko tak wyraźnie się nie zaznaczyło jak za naszych czasów. Rozwój produkcji, ogromny rozrost handlu, nadmierna potęga, jaką pozyskał pieniądz oraz wszystkie zmiany spowodowane przez odkrycie Ameryki, wynalezienie maszyny itp., zapewniły taką przewagę kapitalistom, że ci nie zadawalając się poparciem rządu, zapragnęli by rząd wywodził się z ich własnego łona. Rząd, który wywodził swoje pochodzenie od prawa zwycięstwa (od prawa boskiego, jak mówią monarchowie i ich kapłani) o ile okoliczności czynią go zależnym od klasy kapitalistów, okazywał zwykle pewną wyniosłość i pogardę dla swych dawnych wzbogaconych niewolników oraz dążenie do niepodległości i przewagi. Chociaż rząd taki był rzeczywiście obrońcą i 2andarmem posiadaczy, lecz żandarmem, który ma się za coś wyższego i jest aroganckim, jeżeli nie może ich obedrzeć i udusić przy pierwszej lepszej okazji. Klasa kapitalistów pozbywa się tego rządu w sposób mniej lub bardziej gwałtowny, aby go zastąpić przez rząd wybrany przez nią samą, ze swego łona podlegający jej kontroli i zorganizowany specjalnie w celu obrony przeciw możliwym wymaganiom wydziedziczonych. Stąd powstaje obecny system parlamentarny.
Dziś rząd, składający się z posiadaczy oraz ludzi im oddanych istnieje wyłącznie na usługi posiadaczy i to do takiego stopnia, że najbogatsi z nich nie raczą nawet brać w nim udziału. Rotszyld nie potrzebuje być ani ministrem ani deputowanym, wystarcza mu mieć na swe usługi deputowanych i ministrów.
W wielu krajach proletariat jest dopuszczony w zasadzie w większym lub mniejszym zakresie do udziału w wyborze rządu. Jest to ustępstwo ze strony burżuazji mające na celu pozyskanie proletariatu dla walki przeciw władzy królewskiej lub arystokratycznej, lub też dla odwiedzenia go od myśli wyzwolenia się, przez nadanie mu pozorów panowania.
Czy burżuazja to przewidziała czy nie, dając ludowi prawo głosowania, pewnym jest, że prawo to okazało się zwodniczym, mogącym jedynie utrwalić władzę burżuazji przez wzbudzenie w najenergiczniejszej części proletariatu ułudnej nadziei dojścia do władzy.
Nawet przy powszechnym głosowaniu, powiedzmy raczej, zwłaszcza przy powszechnym głosowaniu, rząd pozostał niewolnikiem i żandarmem burżuazji. Gdyby było inaczej, gdyby rząd okazał się nieprzyjazny, gdyby "demokracja" mogła być czymś innym niż sposobem oszukiwania ludu, burżuazja zagrożona w swych interesach przygotowałaby się do powstania i użyłaby całej siły i całego wpływu, jaki jej daje posiadanie bogactw, żeby zmusić rząd do pełnienia jedynie obowiązków sługi i żandarma. Wszędzie i zawsze, niezależnie od nazwy, jaką przybiera rząd, niezależnie od tego, jakie jest jego pochodzenie i organizacja- zasadniczą jego czynnością jest gnębienie i wyzyskiwanie mas, bronienie ciemięzców i przywłaszczycieli, jego głównymi narzędziami charakterystycznymi i niezbędnymi są żandarm i poborca podatkowy, żołnierz i dozorca więzienny, do szeregu których dołącza się handlarz obłudy i kłamstwa: ksiądz lub nauczyciel, opłacani i protegowani przez rząd celem ujarzmiania umysłów i robienia ich uległymi.
Naturalnie z biegiem czasu do tych funkcji pierwotnych, do tych głównych organów rządu przyłączyły się inne. Dodajmy jeszcze, że nawet w najmniej cywilizowanym kraju nigdy lub prawie nigdy nie egzystował rząd który by prócz swych czynności ciemięzcy i łupieżcy przyznał sobie prawa inne, użyteczne lub niezbędne w życiu społecznym. Ale to wcale nie zmienia faktu, że rząd jest z natury rzeczy ciemięzcą i łupieżcą, że dzięki swemu pochodzeniu i stanowisku zmuszony jest do bronienia i wspierania klasy panującej; fakt ten nie tylko potwierdza, ale zwiększa znaczenie tego cośmy powiedzieli wyżej.
Rzeczywiście rząd bierze na siebie obowiązek bronienia mniej lub bardziej życia obywateli od bezpośrednich i gwałtownych napadów. On uznaje i nadaje moc pewnej ilości praw i obowiązków zasadniczych oraz obyczajów i zwyczajów, bez których niemożliwe jest życie społeczne; on organizuje niektóre instytucje publiczne i nimi kieruje, jak np. poczty, drogi, higiena społeczna, ochrona lasów itd., on zakłada przytułki i szpitale, stara się grać rolę, co jest łatwe do zrozumienia, opiekuna i dobroczyńcy biednych i słabych. Lecz dość jest zwrócić uwagę, w jaki sposób i dlaczego spełnia on to zadanie, żeby się dowolnie przekonać, że wszystko, co rząd robi wynika z chęci przewodniczenia i ma na celu obronę, powiększenie i utrwalenie własnych przywilejów lub przywilejów tej klasy, której jest przedstawicielem i obrońcą.
Rząd nie może długo istnieć nie przybierając pozorów użyteczności publicznej, nie może strzec życia uprzywilejowanych, jeżeli nie okazuje się równym obrońcą życia wszystkich; nie może zmusić do uznania przywilejów dla jednych nie udając chęci bronienia praw zarówno wszystkich obywateli. "Prawo" powiada Kropotkin, mając na myśli tych co ustanowili prawo, a więc rząd, "prawo zużytkowało uczucia społeczne człowieka, żeby jednocześnie z zasadami moralności już uznanymi wprowadzić przepisy, korzystne dla mniejszości łupieżców, przeciwko którym człowiek mógłby się zbuntować". Rząd nie może pragnąć ruiny społeczeństwa, gdyż wtedy znikłby dla niego i dla klasy uprzywilejowanych materiał do wyzyskiwania. Nie może też pozwolić na to, żeby społeczeństwo rządziło się samo, bezpośrednio, ponieważ wtedy naród łatwo by się spostrzegł, że rząd nie jest wcale potrzebny, tylko chyba dla bronienia posiadaczy, którzy go głodzą i postarałby się uwolnić od rządów i posiadaczy.
Dziś, wobec groźnych i natarczywych żądań proletariatu, rządy okazują dążność do pośredniczenia między pracodawcami i robotnikami. Tym sposobem starają się wykoleić ruch robotniczy i za pomocą pewnych oszukańczych reform nie dopuścić, ażeby biedni brali sobie sami to, co jest im potrzebne do dobrobytu w równej dla wszystkich części. Trzeba przy tym mieć na uwadze, że burżuazja czyli właściciele sami są w ciągłej walce pomiędzy sobą i wzajemnie się pożerają, z drugiej zaś strony, że rząd chociaż jest dzieckiem, niewolnikiem i obrońcą burżuazji, dąży do wyzwolenia się jak każdy niewolnik i do rządzenia protegowanym jak każdy obrońca. Stąd ta gra wahadła, to szarpanie, to nadawanie i odbieranie ulg, to wyszukiwanie sprzymierzeńców pomiędzy wstecznikami, gra przeciwko ludowi, która jest mądrością rządzących i która tworzy złudzenia dla naiwnych i leniwych, oczekujących zawsze zbawienia z góry.
Z tym wszystkim jednak rząd nie zmienia swych właściwości; jeżeli staje się rękojmią i kierownikiem, który reguluje prawa i obowiązki każdego, wtedy wypacza poczucie sprawiedliwości, uznaje za przestępstwo i karze każdy postępek, który zagraża lub obraża przywileje rządzących i posiadaczy; uznaje za sprawiedliwe i legalne najokropniejszy wyzysk nędzarzy, powolne i ciągłe zabójstwo moralne i materialne, popełniane przez posiadających na szkodę wydziedziczonych.
Stając się administratorem instytucji publicznych będzie zawsze miał na widoku interesy rządzących i posiadaczy i będzie się zajmował interesami mas pracujących o tyle tylko, o ile to jest potrzebne, aby je skłonić do płacenia. W roli wychowawcy nie dopuszcza do rozpowszechnienia prawdy, dąży do urobienia umysłu i serca młodych tak, by uczynić z nich albo nieubłaganych tyranów, albo posłusznych niewolników, zależnie od warstwy do jakiej należą. Wszystko w ręku rządu staje się sposobem wyzysku, a każda instytucja nosi charakter urzędu policyjnego, aby lud utrzymać w okowach. I tak być powinno. Jeżeli życie ludzi jest walką wzajemną, muszą być naturalnie zwycięzcy i zwyciężeni, a władza, która jest nagrodą walki, lub też środkiem zapewnienia zwycięzcom owoców zwycięstwa - nie będzie nigdy w ręku zwyciężonych, czy walka będzie natury fizycznej, umysłowej, czy też ekonomicznej.
Ci co walczyli, aby zwyciężyć, żeby zapewnić sobie lepsze warunki, zdobyć przywileje, władzą i prawo rządzenia raz zwyciężywszy, na pewno nie pomyślą o obronie praw zwyciężonych lub ograniczeniu własnej woli jak też swych przyjaciół i stronników. Rząd strzegący sprawiedliwości, uśmierzający walki społeczne, bezstronny obrońca interesów ogółu, jest legendą, fałszem, utopią nigdy nie ziszczoną i nie mogącą się ziścić.
Poprzedni rozdział
Następny rozdział
Powrót do spisu treści
Powrót na stronę główną sieciowej biblioteki alternatywnej
|