Powrót na stronę główną sieciowej biblioteki alternatywnej

Powrót do spisu treści


Errico Malatesta

Anarchia

Poprzedni rozdział
Następny rozdział


IV. ZBYTECZNOŚĆ I SZKODLIWOŚĆ RZĄDU

    Dotychczas zastanawialiśmy się nad tym czym jest rząd, czym koniecznie musi być w społeczeństwie, opartym na przywilejach, na wyzysku i ucisku człowieka przez człowieka, na antagonizmie interesów, na walce klasowej, jednym słowem na własności prywatnej.

    Widzieliśmy, jak ten stan walki, nie tylko nie jest koniecznym warunkiem życia ludzkiego, lecz jest wprost przeciwny interesom jednostki i całego rodzaju ludzkiego. Widzieliśmy, jak kooperacja i solidarność są prawami postępu ludzkiego i stąd wywnioskowaliśmy, że z obaleniem własności prywatnej, wszelkiej przewagi człowieka nad człowiekiem, rząd utraciłby wszelką rację bytu.

    Lecz, można by nam powiedzieć, gdy zmienicie zasadę na której opiera się dziś ustrój społeczny, zastąpicie walkę przez solidarność, własność prywatną przez wspólną, to zmienicie też charakter rządu, który teraz zamiast być obrońcą i przedstawicielem interesów jednej klasy, byłby przedstawicielem całego społeczeństwa, gdyż klas już by nie było. Taki rząd będzie miał zadanie zabezpieczać i regulować w interesie wszystkich kooperacje społeczną, zajmować się instytucjami i robotami publicznymi korzystnymi dla wszystkich, bronić społeczeństwo od możliwych zamachów dążących do przywrócenia przywilejów lub narażenia życia, dobrobytu lub wolności jakiegokolwiek członka społeczeństwa.

    W życiu społecznym muszą zostać wykonane pewne niezbędne czynności, potrzebujące przy tym tak wiele wytrwałości i akuratności, aby można je było zostawić dobrej woli jednostek bez ryzyka upadku i zniszczenia wszystkiego.

    Kto zorganizuje i kto zapewni bez rządu dostawę żywności, jej podział, higienę publiczną, instytucje pocztowe, telegraficzne, kolei żelaznych itp. Kto będzie się opiekował szkolnictwem publicznym? Kto podejmie się wszelkich prac przy badaniu nieznanych krain, polepszeń higienicznych, Tych wszystkich przedsięwzięć naukowych, które zmieniają powierzchnię ziemi, i pomnażają stokrotnie siłę człowieka?

    I Kto zechce strzec i powiększać bogactwa narodowe, aby przekształcone, wzbogacone mogły służyć przyszłym pokoleniom? Kto przeszkodzi pustoszeniu lasów i nieracjonalnej uprawie roli, a przez to wyczerpaniu urodzajnej ziemi? Czyim zadaniem będzie przeszkodzić i ukarać zbrodnię, tzn., akty szkodliwe społecznie?

    A co będzie z Tymi, którzy wbrew poczuciu solidarności nie zechcą pracować? A z tymi, którzy po kraju rozszerzać będą zaraźliwe choroby i nie zechcą poddać się przepisom higienicznym, uznanym za pożyteczne przez naukę?


    A jeżeliby znalazły się jednostki - obłąkane lub nie - które chciałyby palić żniwa, gwałcić dzieci, albo nadużywać swoich sił fizycznych przeciw słabszym?

    Zniszczenie własności prywatnej, obalenie istniejących rządów, bez ustanowienia nowego rządu, który by zorganizował życie kolektywne i zapewnił solidarność społeczną, nie byłoby zniszczeniem przywilejów i przywróceniem świata pokoju i dobrobytu. Byłoby to zniszczeniem wszystkich stosunków społecznych, ludzkość ponownie zostałaby strącona w stan barbarzyństwa gdzie każdy panuje dla siebie, a skutkiem tego było to, że wkrótce zatriumfowałaby siła brutalna, niezadługo też wróciłyby przywileje ekonomiczne.

    Są to zarzuty, które przeciw nam wysuwają zwolennicy władzy, nawet socjaliści, a więc ci, którzy chcą obalić własność prywatną i panowanie klas, które z niej pochodzi. My na to odpowiadamy: Przede wszystkim nie jest prawdą, jakoby przez zmianę warunków społecznych rząd też zmienił swój charakter, swoją działalność. Organ, narzędzie i jego    działalność nie mogą być od siebie oddzielone. Odejmijcie organowi jego funkcję, jego działalność - a zobaczymy, że organ albo zniknie albo działalność się odnowi. Wprowadźcie armię do kraju, gdzie nie ma ani powodu ani obawy zewnętrznej lub wewnętrznej wojny, a armia wywoła wojnę, a jeżeli jej się to nie uda, to się rozpadnie. Tam gdzie policja nie będzie miała zbrodni do wykrycia, ani zbrodniarzy do aresztowania, tam albo sama wywoła lub wynajdzie zbrodnię i zbrodniarzy, albo przestanie istnieć. We Francji istnieje od wieków instytucja - zależna dziś od administracji lasów - której zadaniem jest zajmowanie się niszczeniem wilków i innych dzikich zwierząt. Nikt więc się nie zdziwi gdy się dowie, że właśnie z powodu istnienia tej instytucji jeszcze istnieją wilki we Francji, które podczas groźnych zim nawet dość wiele szkód urządzają. Publiczność mało troszczy się o wilki, bo przecież są do tego specjalni myśliwi, których wyłączną działalnością ma być polowanie na wilki. Ci też rzeczywiście polują na wilki, ale czynią to w sposób inteligentny, oszczędzając ich nory i zostawiając im czas konieczny do rozmnażania się, by nie ryzykować wyniszczenia tak dla nich pożytecznego rodzaju. Chłopi francuscy rzeczywiście nie mają też wielkiego zaufania do Tych myśliwych, których raczej uważają za zachowawców, za ochraniarzy wilków. Rzecz zresztą bardzo jasna. Cóż by poczęli urzędnicy tej instytucji, gdyby nie było więcej wilków do wyniszczania?

    Rząd, tj. pewna grupa ludzi, których zadaniem jest fabrykować prawa, którzy mogą posługiwać się siłą wszystkich, aby zmusić każdą jednostkę do uznawania tych praw stanowi już klasę uprzywilejowaną i oddzielną od narodu. Ta klasa już instynktownie, jak zresztą każde ciało ustanowione będzie się starać rozszerzyć swój wpływ, wydobyć się z pod kontroli ludu, narzucić mu swoje dążenia i tendencje, tak że własne ich interesy zawładną nad interesami ogółu. Zajmując miejsce uprzywilejowane, rząd zawsze będzie w sprzeczności z masą, której siły codziennie używa.

    Oprócz tego, rząd nie mógłby nigdy, gdyby nawet chciał, zadowolić wszystkich; kiedy mu się uda zadowolić jednych, to będzie zmuszony bronić się przeciw niezadowolonym i połączyć interesy innej części narodu ze swoimi, by u niej znaleźć pomoc. I w ten sposób znowu się zaczyna stara historia klasy uprzywilejowanej, która się tworzy za pomocą rządu, a która, jeżeli już tym razem nie stanie się właścicielem ziemi, przynajmniej zagrabi sobie wszystkie lepsze i przyjemniejsze miejsca, które się specjalnie dla nich może stworzy. Klasa taka nie mniej będzie gnębić i wyzyskiwać jak klasa kapitalistyczna. Rządzący, przyzwyczajeni do rozkazywania, nie zechcą wrócić do nieznanej masy; kiedy już nie będą mogli dłużej zachować władzy, zapewnią sobie przynajmniej miejsca uprzywilejowane, by je objąć w chwili, gdy będą musieli oddać innym swą władzę. Oni użyją wszelkich środków, które daje władza, aby jako ich następców wybrano ich przyjaciół, aby naprzemian znowu przez nich byli popierani i protegowani. Władza wracałaby więc zawsze do tych samych ludzi i "demokracja", która jest niby to rządem wszystkich, stałaby się nareszcie, jak zawsze "oligarchią" t.j. rządem kilku osób, rządem jednej klasy.

    Jak wszechwładną, ciemiężącą będzie ta oligarchia, która będzie miała do rozporządzenia cały kapitał społeczny, wszystkie instytucje publiczne, począwszy od żywności do fabrykacji zapałek, od uniwersytetów do teatrów operetkowych!!!


    Ale przypuśćmy już, że rząd przez się nie tworzyłby klasy uprzywilejowanej i że mógłby istnieć nie tworząc obok siebie nowej klasy uprzywilejowanych, przypuśćmy nawet, że zostanie tylko reprezentantem, sługą całego społeczeństwa. Na cóż by od tej chwili służył? Pod jakim względem i w jaki sposób powiększyłby on potęgę inteligencji, ducha solidarności, troskę o dobrobyt dla wszystkich i przyszłej ludzkości, które by już wtedy w społeczeństwie istniały?

    Tu można by przypomnieć tą starą historię o człowieku związanym, któremu się udało żyć mimo swoich więzów i który uważa je za konieczny warunek swego życia.

    Jesteśmy przyzwyczajeni żyć pod rządem, który skupia wszystkie siły, całą inteligencję, wszystkie inicjatywy aby je kierować dla swoich celów, przeszkadzając, paraliżując, niszcząc wszystko, co mu jest niepotrzebne lub szkodliwe - a my sobie przedstawiamy, że wszystko, co się dzieje w społeczeństwie jest dziełem rządu i że bez rządu nie zostałoby społeczeństwu ani energii, ani inteligencji, ani dobrej chęci. Tak samo - mówiliśmy o tym już przedtem - właściciel, który przywłaszczył sobie ziemię, każe ją uprawiać dla swego wyłącznego zysku, zostawiając robotnikowi tylko to, co mu jest nieodzownie potrzebne, by mógł i chciał dalej pracować - a ujarzmiony robotnik myśli, że nie mógłby żyć bez pana,jak gdyby ten stworzył ziemię i siły natury.

    Cóż może dodać rząd do moralnych i materialnych energii istniejących w społeczeństwie? Czy on przypadkowo może taki potężny jak bóg biblijny, który coś z niczego stworzył? A że w zwykle tak zwanym "materialnym" świecie nic nie zostało "stworzonym', to tak samo też nic się nie stwarza w świecie społecznym, który jest objawem bardziej skomplikowanym od świata materialnego. Dlatego też rządy nie mają do dyspozycji innych sił, jak tylko te, które już się znajdują w społeczeństwie, z wyjątkiem tych tak potężnych sił, które rządy paraliżują i niszczą przez sam fakt swojego istnienia. Mamy tu na myśli energię buntującą się, która jest niszczona w niezliczonych i nieuchylnych starciach ze skomplikowanym mechanizmem społeczeństwa.

    A jeżeli już rządy same coś stworzą, to będzie to tylko dziełem ich jako pojedynczych jednostek, a nie jako rządu. Jednym słowem, z całej energii materialnej i moralnej, którą rząd mógłby się posługiwać, minimalna tylko część jest użyta w sposób rzeczywiście pożyteczny dla społeczeństwa. Reszta albo zostaje zużyta do zgnębienia energii opozycyjnych, albo odwrócona od właściwego celu, t.j. od użytku dla dobra ogólnego i zużyta na korzyść kilku i na szkodę większości narodu.

    Wiele się dyskutowało nad tym, jaki udział w życiu i w postępie społeczeństw ludzkich mają odpowiednio: inicjatywa osobista i akcja społeczna; za pomocą zwykłych sztuczek języka metafizycznego udało się tak dalece zawikłać te pojęcia, że prawie wyśmiewają tych, którzy są przekonani, że w społeczeństwie ludzkim wszystko się dzieje przez inicjatywę osobistą. A przecież jest to rzeczywiście prawdą zdrowego rozumu, która staje się naoczną, gdy tylko staramy się zrozumieć treść tych słów. Istotą rzeczywistą jest człowiek, jest jednostka; społeczeństwo, państwo czy rząd, który chce być ich wyrazem, nie może być niczym innym, jak wyrazem sumy tych jednostek, jeśli nie chce być abstrakcją beztreściową. W organizmie każdej jednostki muszą się zrodzić koniecznie wszystkie myśli i wszystkie czyny, które później stają się ideami i aktami kolektywnymi kiedy są już wspólnymi dla wielu jednostek. Akcja społeczna nie jest więc ani negacją, ani dopełnieniem inicjatywy osobistej, lecz rezultatem, wynikiem inicjatywy myśli i aktów wszystkich jednostek, z których się składa społeczeństwo; wynik ten będzie odpowiednio większy lub mniejszy, zależnie od tego, czy wszystkie energie dążą w tym samym kierunku, czy ku celom sobie przeciwnym. Jeżeli jednak - podług zwolenników władzy - rozumiemy pod akcją społeczną akcję rządową, to także jest ona wynikiem energii indywidualnych, lecz teraz tylko jednostek, które biorą udział w rządzie, albo tych, które przez swoje stanowisko mogą wpłynąć na działalność rządu.

    Dlatego też w odwiecznej walce między "wolnością" a "władzą", albo w innych słowach między "socjalizmem" a "państwem klasowym', nie chodziło o to, czy ma się powiększyć niezawisłość osobistą na szkodę wpływu i działalności społeczeństwa czy na odwrót. Chodziło przede wszystkim o to, by przeszkodzić kilku jednostkom uciskać innych, chodziło o to, by dać wszystkim jednostkom te same prawa i te same środki działania i postawić inicjatywę wszystkich, która wyjdzie na korzyść wszystkim na miejsce inicjatywy kilku, która musi wywołać ucisk wszystkich innych. Jednym słowem chodziło zawsze o to, by zniszczyć panowanie człowieka nad człowiekiem i wyzyskiwanie jednych przez drugich, tak, żeby wszyscy mieli swą korzyść w dobrobycie ogółu, a wtedy energie jednostek, zamiast wzajemnego zwalczania i niszczenia się znalazłyby sposobność zupełnego rozwoju i połączyłyby się między sobą dla największej korzyści dla wszystkich.

    Ze wszystkiego, na to co tu powiedzieliśmy, wynika więc, że rząd - nawet taki, jakeśmy w naszej hipotezie przyjęli - rząd idealny socjalistów autorytarnych nie tylko nie mógłby powiększyć siły i energii produkcyjnej, organizacyjnej i ochronnej społeczeństwa- lecz by je jeszcze niezmiernie pomniejszył ograniczając inicjatywę na kilka osób, którym da prawo by mogły wszystko zrobić - nie mogąc oczywiście dać mu zalety rozumienia się na wszystkim.

    I rzeczywiście, jeżeli wykreślicie z prawodawstwa i ze wszystkich dzieł rządu wszystko to, czego zadaniem jest ochrona uprzywilejowanych, cóżby zostało innego, jak to co jest rezultatem działalności wszystkich?

    "Państwo" - mówi Sisimondi - "jest zawsze potęgą zachowawczą, która poświadcza, reguluje i organizuje zdobycze postępu (a historia dodaje, że zawsze je kieruje na korzyść klas uprzywilejowanych) ale nigdy ich nie zagaja. Wszystkie te idee pochodzą z dołu. Rodzą się ze społeczeństwa w wielkim tłumie, z myśli indywidualnej, która się rozszerza, z czasem staje się opinią publiczną, większością, ale zawsze musi ona spotkać w swoim pochodzie i zwalczać w ustanowionej władzy tradycję, przywyknienie, przywilej i fałsz".


Poprzedni rozdział
Następny rozdział


Powrót do spisu treści

Powrót na stronę główną sieciowej biblioteki alternatywnej